Medziugorje - miejsce spotkania z Bogiem w modlitwie - Część druga

     Jezus zawsze był i jest prawdziwym nauczycielem modlitwy. We wszystkim stanowi dla nas wzór, przykład, najwyższy miernik i regułę życia. Ewangelie opisują Jezusa podczas modlitwy. Jezus udaje się do świątyni na modlitwę. Jezus idzie na wzgórze modlić się. Jezus odchodzi na pustynię i w odosobnienie. Szuka specjalnych miejsc, gdzie będzie sam z Ojcem. Jezus modli się w dzień i w nocy. Spędza dnie i noce na modlitwie.

     Podczas modlitwy, Jezus upada na kolana, leży krzyżem. Wznosi oczy ku niebu. Jezus modli się cicho, niekiedy głośno, razem z innymi. Modli się wMedjugorje każdej chwili życia: przygnębiony, wesoły, w pocie i we łzach. On naprawdę umiał prawdziwie i pokornie się modlić. Wierny i całkowicie oddany Bożej woli. Modli się duszą i ciałem, sercem i całym swoim istnieniem. U Jezusa modlitwa i życie są jednym. Jezus żyje modląc się. Jakaż to nauka dla nas! Żyć modlitwą! Naszą powinnością i świętym zadaniem jest stać się we wszystkim, a najpierw w modlitwie jak najbardziej podobnymi do Jezusa.

     Całe życie Jezusa było przepełnione modlitwą. Jezus pierwszy osiągnął to, co później proponował jako ideał, żeby modlić się zawsze i bez przerwy. Dał nam przykład jak powinniśmy się modlić w różnych życiowych okolicznościach: w blaskach i cieniach życia codziennego. Dobrze ktoś powiedział, że Jezus modlitwą ożywiał życie.

Co Jezus robi, czuje i przeżywa, gdy się modli?

     Dla Jezusa modlitwa jest radosnym spotkaniem z Ojcem w wiecznej miłości. Jezus jest w modlitwie zjednoczony z Ojcem, jest z Ojcem jednością. Jezus modląc się najpierw wychwala Ojca. Czci Ojca. Przeżywana jest wówczas ta najgłębsza wspólnota z Bogiem. Jezus jest szczęśliwy. Cieszy się, że całkowicie oddaje się w ręce Ojca, ponieważ jest Ojcu posłuszny.

     Najczęstszą modlitwą Jezusa jest adoracja. Jezus pragnie nas nauczyć, abyśmy wielbili Boga i w ręce Boga oddawali swoje życie. Bez uwielbienia niewiele w naszym życiu może się zmienić. Jezus w modlitwie wielbi i sławi Ojca. Jezus sławi Ojca za to, że Ojciec stworzył wszystko i jest wspaniały w swoich dziełach. I tej modlitwy powinniśmy się nauczyć od Jezusa. On w modlitwie dziękuję Ojcu, gdyż jest świadomy, że wszystko przyjął od Ojca, że Ojciec wszystko Mu daje, ponieważ Go kocha.

     W modlitwie błaga, wyprasza od Ojca bardzo wiele. W ten sposób swoim przykładem i słowami również nas uczy modlitwy błagalnej. Pamiętamy jak Jezus w Ogrójcu modlił się właśnie za siebie. Jezus zachęca, abyśmy w modlitwie prosili: „I ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.” (Łk, 11,9). Jezusowa modlitwa jest tak naprawdę wzorem i nauką.

     Często i my musimy modlić się jak apostołowie: „Jezu, naucz nas się modlić!” On jest jedynym, prawdziwym nauczycielem modlitwy. Pokazał to swoim życiem. Całe Jego życie było modlitwą. Jest to wielka łaska. Modlitwa powinna przeniknąć całe życie, nasze życie musi stać się modlitwą, aby w ten sposób i nasza modlitwa stała się życiem.

     Co to oznacza? Że ona zawsze powinna być życiodajna, że rośnie i rozwija się, że dojrzewa. Jest to warunkiem życia. Prawem życia dotyczącym wszystkiego, co żyje. I ja jako modlący się muszę rosnąć i dojrzewać (por. Ladislav Marković, Źródło życia, 4, 80 str. 260). Wszyscy mniej lub bardziej tęsknimy to tego, aby w modlitwie zjednoczyć się z Bogiem i w Nim żyć. Ale jednocześnie odczuwamy, że nie jest to wcale łatwe. Jezus mówi nam: „Módlcie się nieustannie!” Skoro tak mówi, jest to możliwe. Ale nie jeden raz. Potrzeba na to 30, 40 albo 70 lat, jak mówi psalmista (por. Ps 90,10). Jezus oczekuje i wymaga od nas ciągłej modlitwy.

     On natchniony swoją modlitwą nauczył apostołów odmawiać Ojcze Nasz. Ojcze Nasz jest streszczeniem, treścią każdej Jezusowej modlitwy. Tu dał nam wskazówkę jak i dlaczego należy się modlić. W pierwszej części Ojcze Nasz zawarta jest modlitwa adoracji, wielbienia, sławienia, dziękowania Bogu. W drugiej modlitwa błagalna i wskazanie głównych życiowych potrzeb. Odmawiając Ojcze Nasz prosimy o wszystko dla wszystkich. W modlitwie Ojcze Nasz uznajemy Boga za Ojca. Przyznajemy, że jesteśmy dziećmi Bożymi. I że wszystko jest w rękach Boga. Wyznajemy, że Bóg jest nam potrzebny.

     Jezus uczy nas, aby każda nasza modlitwa była podobna do modlitwy Ojcze Nasz. „Za każdym razem, gdy się modlicie mówicie: Ojcze Nasz, który jesteś w niebie!” Modlitwa zawsze musi mówić o sławieniu Ojca Niebieskiego.

     Myślenie tylko o sobie nie jest modlitwą. Jeśli pamiętam o Bogu i modlę się do niego tylko wtedy, gdy jest mi ciężko i muszę rozwiązać jakiś problem, nie można nazywać tego modlitwą. Ta modlitwa nie jest podobna do modlitwy Ojcze Nasz. Kiedy się modlę, zawsze muszę zadać sobie pytanie czy moja modlitwa jest zgodna z tym, o co modlimy się wypowiadając Ojcze Nasz.

     W Ogrodzie Oliwnym Jezus ostrzega swoich uczniów: „Czuwajcie i módlcie się!” Dlaczego? Aby nie ulec pokusie! Ulec – biblijnie oznacza zatracić Chrystusa. Zawsze jesteśmy w niebezpieczeństwie, że wyrzekniemy się Jezusa tak jak Piotr lub, że Go tak jak Judasz wydamy. Dlatego: „Czuwajcie i módlcie się!” Kto czuwa i modli się, łatwiej walczy z pokusami. Ciągle jesteśmy narażeni na pokusy. Zawsze nam one towarzyszą. Abyśmy w swoim duchowym życiu ciągle wzrastali i umacniali się, pomagają nam różne życiowe pokusy i nieszczęścia. One potrafią być niebezpieczne, gdyż można im ulec (upaść). Gdyby Piotr w Ogrójcu modlił się, a nie spał, nie wyparłby się Jezusa. Czuwając i modląc się łatwiej możemy walczyć z różnorodnymi pokusami i nieszczęściami.

     W Ewangelii św. Mateusza czytamy jak Duch wyprowadza Jezusa na pustynię, gdzie diabeł wodzi go na pokuszenie (por. Mt 4,1). Bóg nie może nas wodzić na pokuszenie. Jezus często wychodził na górę modlić się (por. Mt 14, 23; Mk 6, 46). Jezus wybiera samotność, aby być sam na sam z Ojcem. Nie jest to sprzeczne ze wspólną modlitwą. Obie są ważne. Jeśli modlimy się wspólnie, poczujemy, że czegoś nam brakuje. Będziemy tęsknić za samotnością, przebywaniem z Bogiem. Im silniejszy jest nasz związek z Bogiem, tym bardziej będziemy tęsknić za wspólną modlitwą, w której razem z innymi będziemy wysławiać i wychwalać Boga. Ta błogosławiona tęsknota będzie taka, że będziemy pragnęli, aby cały świat wychwalał i wysławiał Boga.

     Warto, abyśmy znaleźli swoje góry (wzgórza) – te ciche zakamarki, w których będziemy się modlić. „Jezus całą noc spędził na modlitwie do Boga” (Łk 6,12). Wiadomo, że niektórzy ludzie w modlitwie są, podobnie jak Jezus, tak mocno związani z Bogiem, jak Wincenty Pallotti, który sypiał tylko półtorej lub dwie godziny dziennie. Jasne jest dla nas czym jest modlitwa. Kto głęboko pogrążył się w żarliwej modlitwie, odpoczywa w niej.

     Dla nas modlitwa jest często wysiłkiem i męczarnią. Należy być cierpliwym i spokojnym. Bóg nas zna i kocha. Jest bardzo blisko nas. Tylko wytrwajmy, a w swoim czasie zbierzemy obfity plon. Teresa z Awila mówi o Bożym działaniu w modlitwie: „Cokolwiek, co przychodzi w modlitwie od Boga, nigdy człowieka nie osłabia, tylko go wzmacnia!” To doświadczenie świętej nie jest niczym niezwykłym. I my odczuwamy, że serce dokądś nas ciągnie. Jednocześnie czujemy, że nie jesteśmy w stanie sami tego zrobić.

     Modlitwa jest rozwojem. Konieczne jest czekanie i słuchanie co jest ważne w danej chwili. Bóg lepiej od nas wie, co jest dla nas dobre. On pragnie wprowadzić nas w głęboką wspólnotę z Nim z jeszcze większą tęsknotą , aniżeli sami możemy to sobie wyobrazić. Ale nie może tego zrobić dopóki nie jest to możliwe dla nas. U Jezusa nie znajdujemy długich modlitw tylko bardzo krótkie. Często są to żarliwe, serdeczne zawołania do Ojca. Jest dla nas jasne, jak bardzo Jezus związany był z Ojcem. Niewiele słów potrafiłoby to wyrazić i pokazać. Pamiętamy Jego słowa na krzyżu: „Pragnę!” (Jan 19, 28). „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46).

     Dobrze jest wspomnieć tutaj dlaczego uczniowie nie mogli uzdrowić opętanego młodzieńca. Jezus mówi: „Ten rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem!” Por. Mt 17, 21; Mk 9,29). Tutaj ukazuje się wielkość i moc modlitwy. Diabelskiej mocy i poświęceniu się złu nie można przełamać ludzkimi zdolnościami, ani nawet przyzywaniem Jezusa. Ponad wszystko ważnym jest być głęboko związanym z Bogiem i wszystko robić ku Jego sławie. Tak powstaje prawdziwa modlitwa.

     Dochodzi do tego jeśli jesteśmy wolni od jakiegokolwiek obciążenia, od wszystkiego, co ziemskie, co obciąża naszego ducha. Uwalniam się od wszystkiego i całkowicie oddaję się Bogu. To dzieje się w czasie postu. Sensem postu jest być całkowicie wolnym i jak najdalej od spraw ziemskich, które całkiem świadomie odciągają mnie od Boga. Ważny jest post o chlebie i wodzie, aby pomógł mi otworzyć się i uwolnić od wszystkiego co stoi mi na drodze do Boga. Pościć znaczy oddać się całkowicie Bogu, z tego wyrasta prawdziwa modlitwa, wolność i radość. Jezus obiecał radość w modlitwie: „Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna!” (Jan 16,24).

Maryja jest Matką Bożą, Matką całego Kościoła, naszą Matką i Matką każdego człowieka. Maryja, jako duchowa Matka ludzi i pośredniczka wszystkich łask w ostatecznym wymiarze pełni rolę Matki całej ludzkości. Ona dała nam Chrystusa, który jest naszym życiem. Ona dostarczy nam również łaskę ostatecznego wytrwania, która doprowadzi nas z tego ziemskiego świata do wiecznej szczęśliwości. Dlatego powinniśmy Ją jak najwięcej wielbić i szanować.

Przez wstawiennictwo Matki Bożej Jezus uwolnił mnie od niewoli diabła

     Gizela opowiada: „Aż do dwunastego roku życia miałam dziecięcą wiarę, a wtedy moje zainteresowanie Bogiem osłabło, a potem zniknęło. Mając piętnaście lat zachorowałam na ciężką odmianę bulimii. Odwieziono mnie do kliniki psychiatrycznej i tam na siłę karmiono. Było dla mnie jasne, że choroba ta jest powiązana z utratą wiary. Po pobycie w klinice nikt nie rozmawiał ze mną o Bogu.

     Od tamtego czasu angażowałam się politycznie, coraz bardziej przybierając lewicową orientację, brałam udział w demonstracjach, chodziłam na koncerty rockowe, dopóki pewnego dnia nie znalazłam swojej wielkiej miłości. Było to tylko jedno wielkie rozczarowanie, które niemal nie skończyło się samobójstwem. Wtedy ktoś obiecał mi pomóc, oferując strzykawkę. Miałam tylko osiemnaście lat, kiedy stałam się uzależniona od tej osoby, która zaoferowała mi ‘pomoc’. Krótko potem musiałam pójść do szpitala. Zażywanie narkotyków doprowadziło do niedrożności jelit. Po wyjściu ze szpitala, przebywałam wśród osób słuchających rocka, chodziłam na imprezy, sporadycznie zażywałam narkotyki, a później już wszystkie rodzaje narkotyków, nawet heroinę.

     Pewnego dnia poszłam z towarzystwem słuchać muzyki do pewnej pustej fabryki. Oddaliłam się od reszty, aby trochę lepiej obejrzeć budynek. Gdy znalazłam się na dachu, nagle spadłam w dół z wysokości czterech metrów. Jakiś czas leżałam nieprzytomna. W końcu mnie znaleziono i ze złamanymi kośćmi miednicy zawieziono do szpitala. Tu rozmyślałam nad sensem swojego życia. Kiedy po pięciu tygodniach pierwszy raz znów mogłam chodzić, poszłam do szpitalnej kaplicy zapalić świeczkę na znak wdzięczności. Było mi wstyd, wszystko było dla mnie takie obce, a jednak odczuwałam pewną radość i bezpieczeństwo.

     Znów powróciłam do starego stylu życia. Wkrótce stało się jeszcze gorzej. Poznałam środowisko okultystyczne, wstępując w kontakt z osobami, które wdały się w związek z demonami. Nastąpiły silne ataki diabła na moją duszę. Wszystko we mnie stawało się czarne. Nie mogłam dalej żyć bez narkotyków, wchodziłam w częste relacje z mężczyznami. Znalazłam się w diabelskich odmętach. Kiedy dalej nic nie wychodziło, dalej nie chciałam żyć. Miałam dość życia. Czułam się jakbym miała za sobą trzy życia. Moje życie wisiało na cienkiej nitce. Moje życie przemieniło się dzięki mojej mamie, która opowiadała mi o swoich doświadczeniach z Medziugorja. Ktoś mi wówczas podarował podróż do Medziugorja. Podróż tam i pierwsze cztery dni były straszne. Było to dla mnie piekło. Unikałam każdej rozmowy, trzymając się z boku i zostając w swoim pokoju. Dokładnie pamiętam jak rozwścieczona stałam w swoim pokoju przed krzyżem i krzyczałam: ‘Czego chcesz ode mnie? Zostaw mnie w spokoju!’

     Coś się we mnie działo. Najpierw pomyślałam, że wszyscy pielgrzymi są głupi, ale podświadomie miałam nadzieję na jakiś cud. Wkrótce nadszedł moment, kiedy sama sobie wydałam się głupia. Moja matka poszła do Ojca Petara i opowiedziała mu o mojej chorobie. Zdecydowałam się dobrowolnie do niego pójść. Spowiedź przed nim doprowadziła mnie do nawrócenia. Pierwsza moja spowiedź trwała godzinę, ale po niej byłam nowym człowiekiem, poczułam, że jestem oczyszczona ze swojej strasznej przeszłości. Pierwszy raz z życiu poczułam jak Bóg mnie kocha. Ojciec Petar w trakcie spowiedzi otwarcie powiedział mi, że popełniłam ciężki grzech, ale Bóg, pomimo to, bardzo mnie kocha, i że Jezus również za mnie umarł na krzyżu, aby mnie zbawić. Poradził mi, abym jeszcze przez jakiś czas została w Medziugorju.

     Po dwóch tygodniach pojechałam do domu. Teraz przeżywam orędzia, codziennie chodzę na Mszę świętą i przyjmuję Komunię świętą. Co miesiąc spowiadam się i codziennie odmawiam różaniec. Jest we mnie wielki spokój, ale też wielka tęsknota za lepszym światem, pokojem i Bogiem. Bóg stał się centrum mojego życia. Jezus jest moim Zbawicielem. Kocham Maryję, swoją Matkę Niebieską, za wszystko Jej dziękuję. Ona doprowadziła mnie do swojego Syna, aby uwolnił mnie od zła i złego. Ona jest wielką pośredniczką łask. Dziękuję za wszystko Medziugorju. Bez pomocy Matki Bożej dziś bym nie żyła. Gdybym umarła przed wyjazdem do Medziugorja, jestem pewna, że Bóg z powodu moich strasznych grzechów nie wziąłby mnie do Siebie do nieba.”

     To doświadczenie jasno pokazuje, że po uzdrowieniu duszy (w spowiedzi świętej) może jednocześnie nastąpić uzdrowienie ciała. Gizela w Medziugorju spontanicznie uwolniona została od uzależnienia od twardych narkotyków.