Medziugorje - miejsce spotkania z Bogiem w modlitwie - Część piąta

 

     Modlić się prawdziwie, żarliwie i sercem nie jest łatwo. Wymaga to dużego wysiłku i wyrzeczeń. Każdy modlący się w mniejszym lub większym stopniuJan Paweł II napotyka na trudności przy modlitwie. Odczuwa, że coś mu nie pozwala, że coś go krępuje i blokuje. Święci potrafili mówić o kłopotach modlitewnych, o kłopotach przy modlitwie. Nie możemy zapominać, że trudności są nierozłączną częścią modlitwy. Dziś niewielu jest modlących się, którzy nie mają problemów z modlitwą, tak jak – prawdopodobnie – było to zawsze.

Nie jest rzadkością, że ktoś z powodu tych trudności przestaje się modlić. Oczywiście nie jest to dobre. Co należałoby poradzić temu, kto znalazł się w obliczu takich pokus? Jak należy się zachować?

     Jakie są najczęstsze trudności przy modlitwie?

    Każdy doświadczył różnych pokus przy modlitwie i dobrze je zna. Czynią one naszą modlitwę trudną i męczącą. Dużą męczarnią może być to, że wszystko nas nudzi i najchętniej więcej byśmy się nie modlili. Złościmy się na siebie i decydujemy, że przestaniemy się modlić. Myślimy, to jak się modlę właściwie nie jest modlitwą, lepiej się zatem nie modlić. Musimy wystrzegać się takich rozmyślań, ponieważ jeszcze bardziej utrudniają nam one modlitwę. Dobrze jest zapytać siebie samego, czy nie jesteśmy sami winni tego, że do tego doszło. Czym jest dla nas modlitwa? Czy modlimy się regularnie?

     Niestety, musimy przyznać, że bardzo jesteśmy ciekawi, wszystko chcemy zobaczyć, usłyszeć, wszystkiego doświadczyć (oglądanie płytkich filmów i fotografii pod wieloma względami utrudnia nam modlitwę w skupieniu). Nie musimy się zatem dziwić, że w czasie modlitwy takie niepotrzebne myśli dokuczają nam i nas rozpraszają. Dobrze jest umieć przezwyciężyć je i wyrzec się czegoś, jeśli jest to konieczne. Szczególnie należy się wystrzegać wszystkiego co przybliża do okazji i pokusy prowadzącej do grzechu. Zły nie przestaje nas kusić i odwodzić od modlitwy. Kto się z tym nie liczy, może mieć duże nieprzyjemności. Nie możemy pozwolić, aby kusiciel ten zbliżył się do nas. Tylko poprzez gorliwą i pokorną modlitwę możemy go trzymać jak najdalej, aby niczego nie mógł nam zrobić.

     Co powinniśmy robić kiedy trudno jest nam się modlić?

     Często się słyszy: Kiedy się modlę, nagle przychodzą mi do głowy bezwstydne i brzydkie myśli. W bezradności i strachu pytam dlaczego. Najlepsza rada byłaby taka: pozostać całkowicie spokojnym i nie denerwować się. Uświadomić sobie, że teraz się modlimy. Bez strachu i jakichkolwiek pytań kontynuować modlitwę. Dobrze byłoby wypowiedzieć modlitwę podobną do tej: Drogi Boże, teraz się modlę, nic innego mnie nie zajmuje tylko to, aby być związanym z Tobą w miłości! Nie jesteśmy w stanie być panami swoich myśli, które przychodzą do głowy bez naszego pozwolenia. Ale możemy być zupełnie spokojni i bez wyrzutów sumienia, ponieważ nie zgrzeszyliśmy. Pokusa nie jest grzechem. Grzechem staje się ona dopiero przez nasze przyzwolenie na nią. Oznacza to, że jeśli w czasie modlitwy przychodzi nam do głowy jakaś myśl, a my ją ignorujemy, to jest nie nadajemy jej żadnego znaczenia, nie zważamy na nią, zachowujemy się jakby jej nie było, nie tylko, że nie zgrzeszyliśmy, ale odnieśliśmy też zasługi, iż odrzuciliśmy ją. Nie ma potrzeby spowiadania się z takich myśli. Większość jednak, dla uspokojenia sumienia, chętnie spowiada się z nich. Musimy być ostrożni i nie przesadzać. Nie możemy być pedantyczni. Jeśli zanadto grzebiemy w swojej wyobraźni i pytamy siebie samych o to jaka myśl nam przyszła do głowy, może się tak zdarzyć, że pokusa nas naciągnie. Dlatego, błogosławiona ostrożność!

     Przypominamy sobie przypadek Świętej Katarzyny z Genui, która w czasie pokus przeciwko świętej czystości rzucała się w ciernie, a potem skarżyła się Panu: „Panie, gdzie byłeś w chwilach kiedy walczyłam z pokusami?” Słyszała odpowiedź: „Byłem z tobą, ponieważ inaczej nie mogłabyś tego wytrzymać!” Święty Franciszek Salezy proponuje, aby w przypadku dużych pokus przy modlitwie po prostu cicho powiedzieć: Niech żyje Jezus Chrystus! Słowa te dobrze jest w sobie powtarzać. Warto wiedzieć, że nie ma duchowego oczyszczenia bez bólu i cierpienia. Byłoby najlepiej, abyśmy się całkowicie oddali Bogu i prosili o Jego pomoc. On jej nam nie odmówi. Módlmy się uniżenie: Dobry Boże, teraz się modlę. Proszę Cię, pomóż mi! Oszczędź mnie od wszystkiego, co nie jest dobre. Oczyść moje myśli! Ty dobrze wiesz, że interesujesz mnie tylko Ty i nic innego mnie nie zajmuje. Pobłogosław mnie i prowadź siłą swojego Ducha!

     Pokusy duchowe w czasie modlitwy mogą być bardzo bolesne. Nie odczuwam więcej w modlitwie Bożej obecności i zaczynam wątpić. Męczy mnie pytanie czy Bóg w ogóle mnie słyszy. Takie są pokusy przeciwko wierze, przykładowo, jeśli ktoś przed Przenajświętszym Sakramentem modli się i nieoczekiwanie poczuje, że w ogóle nie wierzy, że Jezus jest w Nim obecny. Jeśli do tego dołączy się jeszcze strach, faktycznie zacznie wątpić. To staje się męczarnią nie do zniesienia. Należy najpierw powiedzieć, że czasami każdy ma takie wątpliwości. Nie musimy się bać. Ważne jest być całkowicie spokojnym. Klękamy i kontynuujemy modlitwę. Powtarzamy akt wiary i całkowitego oddania się. Właściwie robimy wszystko to, co kwestionują nasze wątpliwości. Stańmy się bardziej świadomi tego, że modlimy się, i że ten czas łaski ofiarowujemy Bogu: Boże, mocno w Ciebie wierzę i oddaję Ci całe swoje życie. Tymi słowami wypowiadamy swoją wiarę w Boga w Trójcy Jedynego i Jego obecność w Przenajświętszym Sakramencie. Zapamiętajmy raz na zawsze: pokusy i życiowe pokuszenia nie są grzechem jeśli nie wyrażamy na nie zgody (jeśli im nie ulegamy). Święty Franciszek Salezy wyraźnie mówi: „Jeśli zaraz po pokusie nie wiesz czy jej uległeś, czy nie, nie będziesz tego wiedzieć również po długim rozmyślaniu o niej”. Oznacza to, że nie potrzeba rozmyślać czy zgodziliśmy się na pokusę czy nie, jeśli odpowiedź na to pytanie nie jest od razu jasna. Jeśli przypadkowo uległem pokusie, wyraźnie to wiem. A jeśli nie wiem, nie muszę w ogóle łamać sobie nad tym głowy, ponieważ i tak nie mogę tego zrozumieć. To ważna zasada dotycząca pokus i ulegania im.

     „Jeśli nie wiesz czy uległeś, wtedy nie zrobiłeś tego. Nie popełniłeś ciężkiego grzechu, ponieważ z pewnością wiedziałbyś, że to zrobiłeś, mówi święty Franciszek Salezy. Zasada ta jest z pewnością wystarczająca, abyśmy lepiej odnaleźli się w trudnych, wewnętrznych kłopotach. Kto Boga kocha i szuka, ten nie upadnie. Jeśli przypadkowo upadnie, jest tego świadomy i jest mu bardzo przykro. Strach nie jest pewną oznaką tego, że zgrzeszyliśmy. Jeśli odczuwam strach lub wyrzuty sumienia, nie jest to jeszcze pewny znak tego, że zgrzeszyliśmy. U ludzi dobrej woli, poważnie myślących o Bogu, strach jest często znakiem wrażliwej duszy, która nie chce obrazić Boga (por. Hans Buob, str. 52.). Jednym z pokuszeń (pokus) w modlitwie może być próżność. Jak w opowieści o świętym Bernardzie z Clairvaux, jak w czasie kazania cichy głos mówił: „Bernardzie, jak wspaniale dziś przemawiasz?!” A drugi głos szeptał mu: „Wygłaszanie kazań jest niebezpieczne dla twojej pokory!”. Święty odpowiedział tylko: „Szatanie, ze względu na ciebie nie zacząłem, a i ze względu na ciebie nie przestanę”. Więcej pokus nie było.

     Co mamy robić kiedy w czasie modlitwy jesteśmy roztargnieni?

     Wszyscy dobrze znamy pojawiające się wbrew naszej woli (niechciane) roztargnienia, które same w sobie są tak różnorodne jak i samo życie. Zwykle są niechciane. Jak tylko zaczniemy się modlić, po prostu pojawiają się, jak na zamówienie. Jak zachowywać się w takim stanie? Różnie. Istnieją roztargnienia, od których łatwo możemy się uwolnić. Możemy je porównać do małych muszek, które nam przeszkadzają w nocy. Już z daleka je słyszymy i zwykle wystarczy machnąć ręką i odlecą, zrobią koło i wrócą z powrotem. Zapowiadają się brzęczeniem. Tak i w modlitwie mamy roztargnienia, które najpierw zapowiadają się i łatwo je zwalczamy. Bardzo jest ważne, abyśmy byli cierpliwi i nie przejmowali się jeśli ponownie się pojawią. Zbytnie przejmowanie się doprowadziłoby nas bowiem do obłędu. Dlatego bądźmy całkowicie spokojni, roztargnienia należy całkowicie, cierpliwie ignorować, to znaczy nie zważać na nie, nie nadawać im żadnego znaczenia. Całkowicie się skupmy i skoncentrujmy się na modlitwie. Nie złośćmy się z tego powodu, że znów jesteśmy roztargnieni, że nam to przeszkadza i nie pozwala, abyśmy byli skupieni. Nie jest dobrze złościć się na siebie, albo nawet na Boga dlatego, że pozwala, aby cokolwiek nas rozpraszało. Jeśli w czasie modlitwy jesteśmy roztargnieni, powiedzmy spokojnie: Zostaw mnie w spokoju, to mnie teraz nie interesuje, nie chcę mieć z tym nic wspólnego! Tak samo, dobrze jest przywołać imię Jezusa, albo wypowiedzieć je, ponieważ Szatan przed imieniem Jezusa ucieka. Należy być szczególnie ostrożnym i uważnym oraz wystrzegać się roztargnień pojawiających się niezauważalnie i cicho. Również one są męczące i trudne. Pojawiają się znienacka, tak, że ich nie zauważamy, zwłaszcza jeśli dalej jesteśmy skupieni i pobożnie się modlimy. Powiedzmy, ukorzyłem się i skupiłem się. Rozmyślam jak dzisiaj pokornie się modlić. Tylko dziesięć minut później znajduję się na Kilimandżaro. W ogóle nie wiem jak tam dotarłem. W jednej chwili byłem nieobecny, chociaż na początku byłem pewien, że jestem całkowicie skupiony.

     Dobrze jest przypomnieć sobie również rady pewnej mistyczki z Würzburga: „Panie, jeśli chcesz, abym Cię kochała, wówczas kocham Cię właśnie w taki sposób.” Najważniejsze jest, abym wypełnił Bożą wolę. Modlę się, ponieważ Bóg daje mi tę łaskę. Robię właśnie to, czego chce. Dobrze jest powtórzyć znowu: nie wolno nam się denerwować, pozostańmy całkowicie spokojni. I jeszcze jedna dobra rada na roztargnienie – cicho uśmiechnąć się do swojej słabości i wady i powiedzieć: Jezu, Ty znasz moje ubóstwo i moją niedoskonałość, bądź mi miłosierny! I kolejna też bardzo ważna wskazówka jak się zachowywać: Jak tylko rozpoznamy, że jesteśmy roztargnieni, należy tylko kontynuować modlitwę. Nie jest dobrze powtarzać modlitwę. Nigdy tego nie róbmy! Są modlący się, którzy jak tylko stają się świadomi tego, że są roztargnieni, ulegają pokusie powtarzania tego, o co się modlą: Znów jestem roztargniony, mój Boże! Takie osoby ledwie dochodzą do amen! Bardzo ważne jest to wiedzieć. Z pewnością każdy w mniejszym lub większym stopniu doświadczył tego w swoim modlitewnym życiu. Najlepiej jest powiedzieć: Panie, Ty wiesz wszystko, wiesz, że Cię kocham! To wystarczy. Nasza modlitwa biegnie dalej, chociaż duchowo pobłądziliśmy bez swojej woli. Jeśli mocno wierzymy, że Bóg jest tutaj i że się do Niego modlę, moja modlitwa jest wartościowa i pożyteczna, i czas ten należy do Boga. Wtedy sam Duch Święty modli się we mnie (por. List do Rzymian 8,26). Roztargnienie może doprowadzić do pokus i wątpliwości. Czasami ktoś pyta czy jest to w ogóle modlitwa jeśli tak się modli, może byłoby lepiej i korzystniej robić coś innego. Nie zapominajmy, że cenne jest to, że chcę się modlić. W modlitwie całkowicie oddałem się Bogu. Pozostaję w Nim i z Nim. To jest właściwa postawa. Bez strachu być skupionym i wszystko cierpliwie znosić.

     Ponad wszystko warto zapamiętać dobrze te wskazówki, ponieważ takie trudności zawsze przychodzą od nowa. Wszyscy dobrze to znamy. Właśnie ten, kto rzeczywiście pragnie kochać Boga, bardzo cierpi z tego powodu. Konieczne jest, aby niestrudzenie iść naprzód. Dopóki z własnej woli nie przerwiemy jedności z Bogiem, jesteśmy z Nim w modlitwie związani. Przekażmy Bogu od nowa swoje słabości i utrapienia. Nie ma bardziej serdecznej jedności i wspólnoty z Bogiem niż całkowicie czyste i nieograniczone oddanie się Bożej woli. Dlatego, jeśli Bóg pozwala, abym się modlił „pod płaszczem” roztargnienia, nie mogę robić niczego, co byłoby od tego lepsze, pożyteczniejsze i pod względem apostolskim bardziej owocne. Niektóre osoby odczuwają modlitwę i doświadczają jej jako pokory i satysfakcji. Dlatego wielu, przeżywając modlitewne trudności mówi o modlitewnych męczarniach. Tak dusza przyjmuje Boga.

Oschłość w modlitwie

     Częstą trudnością przy modlitwie jest nieczułość. Może towarzyszyć każdemu modlącemu się. Święta Teresa z Avili nazywa to suszą, suchością duchową. Przy duchowej suchości, suchość tę należy wypełnić odpowiednimi modlitwami: modlić się Ojcze Nasz, odmawiać psalm lub jakąś modlitwę z książeczki do nabożeństwa. Zaleceniem jest regularna i wytrwała modlitwa. Znudzenie jest trudnością, którą zna każdy. Trudno jest znaleźć kogoś, komu w czasie modlitwy nie nudziło się. Znudzenie nigdy nas nie oszczędza. Zanim zaczniemy się modlić, konieczne jest świadome skupienie i ukorzenie się. Może nam pomóc ta modlitwa: Dobry Boże, sławię Cię i wychwalam, uwielbiam i za wszystko dziękuję! Dobrze jest sobie uświadomić to, co dzieje się w czasie modlitwy, mianowicie:

- ofiarowuję swój czas Bogu, który daje mi łaskę i wieczność,
- cokolwiek czynię, wszystko jest Jego darem, jestem Bogu wdzięczny za to, że zawsze jest ze mną, że o Nim myślę i że jest dla mnie najważniejszy,
- bez Boga nie mogę wyobrazić sobie swojego życia i wszystko inne w życiu jest dla mnie drugorzędne.

     On jest spokojem i radością, szczęściem i zbawieniem. Jemu oddaję się całkowicie i z miłości do Niego wszystko cierpliwie znoszę. Można by to łatwo porównać do Chrystusowego przyjścia na świat. Przychodzi On w ubóstwie, męczarni i śmierci. Dla tego świata to obłęd. Jeśli się nie modlisz, jeśli nie szukasz spotkania z Bogiem, jeśli nie jesteś z nim długo, aby Go poznać, aby Go zgłębić, aby Go zrozumieć, pomału zapomnisz Go, nie wystarczy ci Go ze wspomnień, nie będziesz Go więcej rozpoznawać, nie będziesz Go więcej mógł, ani potrafił kochać. Daleko od oczu – daleko od serca, to powiedzenie prawdziwe nie tylko w odniesieniu do ludzi, ale również do Boga. Przykładowo, jeśli narzeczony zawoła narzeczoną i powie jej: Wybacz, dziś wieczorem nie mogę przyjść, jestem bardzo zajęty! - to jeszcze nie problem. Ale jeśli się to powtarza, przez cztery lata zawsze ta sama wymówka (praca i zajęcia z przyjaciółmi), a nigdy jej nie odwiedzi, to coś nie jest już jasne, a dokładniej wszystko jest jasne. Nie ma więcej miłości! Ponieważ miłość zdolna jest przezwyciężyć wszystkie trudności i odnaleźć rozmaite możliwości, aby spotkać tego, którego dusza kocha.

     Konieczne jest wyjaśnienie samemu sobie własnego stosunku do Boga. Może nie modlisz się, nie szukasz osobistego spotkania z Nim, ponieważ Go nie kochasz lub nie masz dla Niego czasu? Normalne jest, że strach jest przyjąć pierwszą możliwość, a i dogodniej jest kryć się za drugą. Istnieje cały splot problemów, które podsycają zakłopotanie: nie wszystko jest tylko naszą winą! Jesteśmy silnie uwarunkowani swoimi czasami… Bez miłości nie można żyć i od czasu, gdy twoja miłość do Boga oziębiła się, to znaczy miłość do osoby Jezusa, osoby Boga Ojca i osoby Ducha Świętego, zmuszony jesteś szukać innej miłości jako zamiennika.

Podczas spowiedzi w Medziugorju zaczęło się moje nawrócenie

     Młoda dziewczyna opowiadała o swojej wielkiej miłości. Ale wszystko zakończyło się gorzkim rozczarowaniem, i z tego powodu chciała odebrać sobie życie. W końcu wpadła w świat narkotyków. Poznała wówczas osoby, które zajmowały się okultyzmem i kontaktowały się z demonami. Zauważyła, że znajduje się w szatańskim kręgu. Wszystko szło nie po kolei, miała dość życia, nie chciała dalej żyć. W tej beznadziei ktoś podarował jej pieniądze na podróż-pielgrzymkę do Medziugorja. Tu wyspowiadała się, a krok ten był początkiem jej nawrócenia. Zauważyła jak odpada z niej cały brud jej przeszłości. W ujmujący sposób opowiada o swoim nawróceniu: „Jest we mnie teraz wielki, głęboki spokój, ale też wielka tęsknota za lepszym światem i Bogiem. Bóg jest teraz centrum mojego życia. Patrząc wstecz mogę powiedzieć, że wszystko to mogę zawdzięczać jedynie Medziugorju, ponieważ bez pomocy Matki Bożej dzisiaj bym nie żyła”.