Medziugorje - miejsce spotkania z Bogiem w modlitwie - Ojcze nasz - Modlitwa Pańska

     Kontynuujemy pisanie i rozmyślanie o modlitwie. Rozważmy w paru akapitach Modlitwę Pańską. Ojcze Nasz jest najbardziej znaną modlitwą powszednią, podstawową modlitwą, którą każdy świadomy wierzący katolik zna na pamięć. Jest to modlitwa powszechna, miliony razy wypowiadana każdego dnia. Ojcze Nasz nazywamy Modlitwą Pańską, ponieważ ofiarował nam ją sam Pan. A Panem nazywamy Boskiego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Ojcze Nasz jest rzeczywiście Boską modlitwą, ponieważ nauczył nas ją odmawiać sam Jezus. Na prośbę apostołów: Panie, naucz nas się modlić! - Jezus odmawia Ojcze Nasz.

 

Medjugorje

 

     Jezus Chrystus modlił się w szczególny i nadzwyczajny sposób, swoim uczniom też polecił się modlić. Również nas uczy modlitwy. Bez Niego i posłuszeństwa Jego przykazaniu, nie ma prawdziwej modlitwy. Dlatego na pytanie o ważność i sens modlitwy, Jezus daje odpowiedź w modlitwie Ojcze Nasz. Jezus uczy nas, że nasz Bóg jest dobrym i miłosiernym Ojcem, który kocha nas bezgranicznie. On z miłości powołał nas do życia. Pragnął każdego z nas i bardzo nas kocha. Dlatego ma prawo wymagać od nas żywej wiary, całkowitego oddania się i ufności w to, że On nas kocha, że nas miłuje, że życzy nam wszystkiego najlepszego, że pragnie nas uczynić szczęśliwymi. Wielką rzeczą jest umieć to przyjąć. Pragnie, abyśmy nazywali Go Ojcem, abyśmy błogosławili Jego imię, abyśmy zapragnęli Jego królestwa i szukali Jego woli, abyśmy oczekiwali od Niego życia. Następnie uczy nas, abyśmy poprosili Ojca o wybaczenie, abyśmy się z Nim pojednali i pozwolili na to, że znów stanie się źródłem naszego życia.

     W modlitwie Ojcze Nasz mamy siedem próśb. W pierwszej części modlimy się: święć się imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja. Dalej następuje zawołanie: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.

     W drugiej części modlimy się: odpuść nam nasze winy, i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego! Tak więc, w pierwszych trzech wezwaniach modlimy się o Bożą rzeczywistość dla naszego życia. Modlimy się o to, czego pragnie Bóg, co jest naszym życiem, szczęściem i zbawieniem. W kolejnych trzech zawołaniach prosimy o to, aby Bóg pozwolił nam na przyjęcie tego, o co się modlimy. Jezus wraz z modlitwą Ojcze Nasz dał nam jasną odpowiedź na pytanie jak powinniśmy się modlić. Jest to podstawowy model każdej chrześcijańskiej modlitwy. Każda nasza modlitwa powinna wzorować się na modlitwie Ojcze Nasz. Dopiero wówczas będziemy modlić się tak, jak pragnie tego Jezus.

     Jezus nie mówi módlcie się o to, ale tak się módlcie (por. Mt 6,9).

    Św. Augustyn podkreśla, że Ojcze Nasz to modlitwa, która powinna być w każdej naszej spontanicznej i wyuczonej modlitwie. Wolno nam się modlić na różne sposoby, ale nigdy inaczej niż tak, jak uczył nas Jezus. Oznacza to, że każda nasza modlitwa musi zawierać części modlitwy Ojcze Nasz. Przez to potwierdza on, że nie jest to modlitwa, której powinniśmy się nauczyć na pamięć i recytować, ale modlitwa, którą powinniśmy znać, aby jej używać w każdej innej modlitwie. Jest to modlitwa, która ma w sobie wszystko to, co jest ważne dla każdej prawdziwej i właściwej modlitwy (por. Tomislav Ivančić, „A wy tak się módlcie!”, str. 21).

     Ojcze Nasz zawiera sedno wszystkich Ewangelii. W pewien sposób jest streszczeniem wszystkich czterech Ewangelii. Z tego powodu modlitwa Ojcze Nasz jest bardzo ważna. Pomaga nam prawidłowo nauczyć się modlić. Istotnie Jezus uczy nas modlitwy. Jezus często mówił o modlitwie. W szczególności zwracał uwagę na to jak należy się modlić, wytrwale i niezłomnie, wierzyć w to, o co się modlimy, tak aby modlitwa została wysłuchana, należy prosić, oczekiwać i pukać. Wciąż pytamy w jaki sposób się modlić. Chcielibyśmy bowiem zobaczyć w praktyce jak się powinno modlić. Ponieważ modlitwa jest widoczna u innych, można się jej od innych nauczyć. Tak apostołowie widzieli jak modli się Jezus i poprosili Go, aby i ich tego nauczył. A On im powiedział: „Tak się módlcie!”, i odmówił Ojcze Nasz (por. Łk 11, 1-13). Tu jest odpowiedź na pytanie jak się modlić.

     Modlitwę Ojcze Nasz możemy odmawiać na różne sposoby, odmawiamy ją recytując co jest zwyczajowo przyjęte, gdy modlimy się razem. Możemy odmawiać Ojcze Nasz głośno lub cicho, medytując, powoli, wchłaniając fragmenty tej Boskiej modlitwy. Modlitwę Ojcze Nasz możemy też odmawiać tak jak odmawia się spontaniczne modlitwy, ale wypowiadając je pozostajemy w ramach modlitwy Jezusowej. O jednym nie możemy zapominać. Abyśmy nauczyli się dobrze odmawiać tę modlitwę, konieczne jest jej poznanie, wejście w jej głębię i szerokość i w końcu modlenie się, abyśmy mogli ją właściwie przyjąć. Ważne jest modlić się sercem i z miłością. To czy odmawiamy ją tylko ustami, bez serca, bez miłości, czy tak odgadujemy słowo Jezusa, że mamy się modlić wyliczając wiele modlitw, plotąc coś. Nie zostaniemy wysłuchani z powodu wielu słów, ale z powodu prawdziwego zawołania z całego serca.

     Modlitwa zawsze powinna być przyjemną rozmową z Bogiem. Modlitwa pomaga nam spotkać się z Bogiem, abyśmy mogli z Nim porozmawiać. Modlitwa jest patrzeniem na twarz Boga, słuchaniem Jego słów i odpowiadaniem na Jego pytania. Modlitwa jest więc komunikowaniem się z Bogiem. W modlitwie Bóg jest obecny i mi jesteśmy obecni. Dlatego modlitwa łączy Niebo z ziemią. Jest przyjaźnią człowieka z Bogiem. Jest zstępowaniem Nieba na ziemię lub wznoszeniem się ziemi do Nieba. Modlitwa jest dlatego Bożym darem dla człowieka.

     Bóg stworzył człowieka z miłości, a kiedy człowiek odłączył się od Niego i stał się niezdolny do komunikowania się z Nim, a w związku z tym narażony na śmierć, Bóg w swojej dobroci zszedł do ludzi, ukazał im się i rozpoczął z nimi rozmowę. Modlitwa jest więc Bożym darem dla człowieka, Bożą inicjatywą, aby człowieka uratować przed śmiercią. Ponieważ w modlitwie i po modlitwie Bóg ofiarowuje się człowiekowi, możemy powiedzieć, że modlitwa jest wielka jak i sam Bóg. Lub inaczej, że człowiek jest największy w modlitwie. Dlatego modlitwa może zmieniać świat, wszystkich ludzi i każdego człowieka, może wstrzymywać wojny, grzeszników zmienić w prawych ludzi, chorych w zdrowych, nieszczęśliwych w szczęśliwych, śmiertelnych w nieśmiertelnych, upadłych w zbawionych. Modlitwa to przestrzeń, w której Królestwo Boże znajduje swoje miejsce. Po modlitwie Bóg może działać, zaopiekować się człowiekiem i pomóc mu. Modlitwa jest w związku z tym otwieraniem drzwi żywemu Bogu, aby pomógł człowiekowi i ludzkości. Matka Teresa podkreśla, że Bóg może nam pomóc tylko jeśli Go poprosimy. Jeśli Go nie prosimy, nie może nam pomóc, ponieważ szanuje naszą wolność. Bóg nie może być przeciwko naszej wolności. Błogosławiony Jan Paweł II mówi, że modlitwa jest drzwiami, przez które Duch Święty wstępuje w człowieka. Tam, gdzie się modlimy, Duch Święty jest obecny i aktywny.

     „Możemy słusznie powiedzieć, że modlitwa jest największą siłą, jaką może posiadać człowiek. Modlitwa może zniszczyć zło wokół nas i w nas. Jezus mówił, że istnieją złe duchy, które tylko postem i modlitwą można wyrzucić (por. Mk 9, 29). Obiecał również, że otrzymamy Ducha Świętego, kiedy tylko Go poprosimy (por. Łk 11,13). Poprzez modlitwę zatem przyoblekamy się w siłę Ducha Świętego i stajemy się znów panami swojego życia, natury i wszechświata. Poprzez modlitwę stajemy się autentycznymi dziećmi Bożymi” (Tomislav Ivančić, str. 22-23).

Anna z Münster doświadczyła Bożej miłości

     Anna, urodzona jako drugie dziecko w dobrej katolickiej rodzinie, opowiada co przydarzyło się w sanktuarium w Medziugorju. „Mnie i mojego brata rodzice wychowali w wierze. Ogólnie, miałam wspaniałe dzieciństwo. Matka była dla mnie naprawdę dobra, ale niestety pod względem emocjonalnym bardzo okaleczona. Nigdy nie mogła do końca dać i pokazać mi miłości, delikatności i uwagi. Miała swoje własne wyobrażenia i oczekiwania, które mniej lub bardziej nam narzucała, zwłaszcza w sprawie wiary nie mieliśmy wyboru. Pomimo tego, jako dziecko miałam bardzo dobry stosunek do Boga. Chętnie się modliłam i słuchałam opowieści o życiu Jezusa i o Matce Bożej. Byłam dumna ze swojej wiary. Chociaż moi przyjaciele nie chodzili do kościoła, szanowali to. W dzieciństwie znalazłam w wierze wielkie bezpieczeństwo.

Zbudowałam wokół siebie „mur”

     Z czasem wszystko stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że moja relacja z matką nie jest tak dobra jak u moich przyjaciółek. Ich matki zawsze chętnie je przytulały i były dla nich prawdziwymi przyjaciółkami. Bardzo mnie to bolało. Pamiętam, że bałam się przyjść w nocy do łóżka matki. Ale mama tylko zmieniała łóżko i tak ja leżałam w jej, a ona w moim łóżku. Często mama po prostu nie potrafiła zachowywać się inaczej. Ignorowała mnie. Moi rówieśnicy nierzadko wytykali mnie lub przezywali z powodu mojego wyglądu, ubrania, figury… Nawet dla babci nie byłam ważna, we wszystkim bardziej ceniła mojego brata. Wszystko to doprowadziło mnie do załamania i utraty pewności siebie. Od 13 roku życia zaczęłam palić i pić alkohol. Wybudowałam wokół siebie ‘mur’ i byłam coraz bardziej okrutna i chłodna. W staniu upojenia łatwo było przekroczyć każdą granicę i robić to, co ci się podoba. W takim stanie łatwo zapominałam o każdym lęku i poczuciu niskiej wartości i wkrótce wszędzie byłam kochana i akceptowana. Kiedy skończyłam 14 lat, u mojej mamy zdiagnozowano raka. Często przebywała w szpitalach i sanatoriach. Był to dla mnie wielki szok, ponieważ zawsze z chorobą tą wiązałam śmierć. Choroba zabrała matce wszystkie siły. Jeszcze mniej była w stanie być ‘prawdziwą’ matką. Tyle razy była zimna i nieprzychylna mi, ale po to, aby uchronić mnie przed okrucieństwem tej choroby. Pustka w moim sercu stawała się coraz większa, a wołanie o miłość w moim wnętrzu coraz głośniejsze. Poczułam, że coś się ze mną dzieje, kiedy przyjaciółki mnie przytulały. Tęskniłam za tym, aby to uczucie trwało wiecznie. Ogarnął mnie wielki strach, że może stanę się lesbijką.

Traciłam zaufanie do Boga.

     W tamtym czasie moim głównym rozmówcą był telewizor, mogłam więc śledzić jak w licznych filmach i programach powszechnie pochwala się homoseksualizm. Brzydziłam się zauważając takie odczucia u siebie. Pierwszy raz w życiu upadłam na kolana i zawołałam do Boga, aby nie pozwolił na to złe przeczucie. Zostałam w modlitwie, ze łzami w oczach. Ale Bóg, tak jakby pozostał głuchy. Zaufanie do Boga było coraz mniejsze. Msza i modlitwa nie znaczyły już dla mnie wiele. Były to tylko obowiązki, które należy wypełnić. Myślałam: ‘Bóg mnie nie słyszy i nie widzi. Jeśli istnieje, nie troszczy się o mnie. On jest w niebie, ja tutaj na ziemi i muszę się sama odnaleźć. Dlaczego Bóg miałby być inny od ludzi?’ Zaczęłam zatem samą sobą pogardzać. Unikałam spojrzenia w lustro nie znosząc tego, co bym mogła zobaczyć. Wkładałam maskę za maską, aby ukryć swoje prawdziwe oblicze. Stałam się okrutna, a wobec innych ludzi złośliwa i bezczelna. W pewnych chwilach umiałam jeszcze pokazać się ludziom jako zadowolona i silna, ale w głębi duszy byłam złamana. Moja dusza zaczęła umierać. Na imprezach wciąż przebywałam jeszcze w towarzystwie młodzieńców, dlatego coraz bardziej traciłam czystość serca. Kiedy skończyłam 18 lat, mama zrezygnowała z chemioterapii, chcąc spędzić ostatnie dni swojego życia w kręgu rodziny. Były to najstraszniejsze trzy miesiące w moim życiu. Drugi raz upadłam na kolana i zawołałam do Boga. I tym razem tak jakby Bóg mnie nie słyszał… Mama zmarła, a wraz z nią również wszystkie moje uczucia. Jeszcze częściej sięgałam po alkohol, zaczęłam też próbować rożnych narkotyków. W weekendy byłam pijana, próbując zachować obraz wesołej dziewczyny, ale jednocześnie wpadłam w depresję, gdyż zgubiłam cel swojego życia, coraz bardziej oddalając się od Boga.

Pod krzyżem poczułam, że zalewa mnie bezkresna Boża miłość.

     Latem 2000 roku wpadła mi w ręce ulotka, na której reklamowana była podróż do Maryjnego Sanktuarium w Medziugorju. Tu zobaczyłam swój ostatni ratunek. Pojechałam do Medziugorja mając nadzieję na uzdrowienie ze wszystkich pogmatwanych uczuć. Jednego dnia poszliśmy na wzgórze, gdzie stoi duży, biały krzyż. Wszyscy, którzy byli z nami chcieli przekazać swoje troski Jezusowi. Kiedy podeszłam do krzyża i uklęknęłam, poczułam że zalewa mnie bezkresna miłość. Boża miłość jest znacznie większa, aniżeli można to opisać słowami. Mogłam jeszcze tylko płakać. Wtedy zaśpiewali Gdziekolwiek jestem, Ty już tu byłeś. Chociaż uciekam, Ty jesteś blisko mnie. Cokolwiek pomyślę, Ty już to wiesz. Cokolwiek poczuję, Ty zrozumiesz… dziękuję Ci, że mnie znasz i pomimo tego kochasz…

    Tak jakby Jezus wypowiedział mi całą swoją miłość, której w ciągu całego życia mi odmawiano, tak jakby mi mówił: ‘Nigdy nie zostawiłem cię samej! Cierpiałem z tobą i płakałem z tobą! W żadnej chwili nie byłaś dla mnie nieważna!’ Wierzyłam Jezusowi. W spowiedzi przyjęłam błogosławieństwo, decydując się rozpocząć nowe życie. Poczułam się tak, jakby pomału pękały wszystkie okowy i łańcuchy. Po pielgrzymce zaczęłam się modlić, pościć i uczęszczać na Mszę. W tygodniu próbowałam poruszać się podwójnymi ścieżkami, żyć wiarą, ale nadal prowadzić stare życie pijąc zbyt wiele… Szybko zrozumiałam, że te dwie drogi prowadzą donikąd. Nie umiałam żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami i chodzić na imprezy. Po trzech miesiącach znów pojechałam do Medziugorja, aby podjąć życiową decyzję. Ponownie doświadczyłam Bożej miłości, ale też nie od opisania miłości Matki Bożej. Relacja z Nią jako Matką Niebieską pomogła mi przebaczyć mojej własnej matce. Wyleczyłam się z depresji i uzależnienia od alkoholu. Mogłam samą siebie przeprosić. Rozpoznałam, że każde moje odczucie było wołaniem za miłością i bezpieczeństwem. Wyciągnęłam wniosek, że uścisk z przyjaciółkami był potwierdzeniem, że i ja jestem ‘kimś’. Dzięki intensywnemu życiu duchowemu przeżyłam głębokie uzdrowienia wszystkich swoich uczuć. Nie stało się to w jednej chwili. Potrzeba było czasu. Był to Jezus, który po spotkaniu z Jego świętą Matką, wszystko we mnie wyleczył ”.