Świadectwo Agnieszki

     Pragnę opisać krótką historię z mojego życia. Robię to na chwałę Bożą i chwałę Najświętszej Maryi Panny.

     Na temat Medziugorja słyszałam mało, choć znam i odwiedziłam wiele Sanktuariów. O Matce Bożej z Medziugorja usłyszałam w bardzo trudnym dla mnie czasie, podczas choroby fizycznej , a i zarazem duchowej. Jak tylko sięgam pamięcią wstecz, zawsze podchodziłam do wiary poważnie i z sercem. Moja wiara nigdy nie była sucha, ale pełna życia. Przeżywałam jakby stan zakochania w Jezusie. Wiadomo, jak to jest z osobami, darzącymi się miłością. Pragną stale ze sobą przebywać i nawet rozłączeni - duchowo pozostają w łączności. Na różne sposoby chcą okazać swoje uczucie. Tak było ze mną i z Jezusem.

     Pieczęcią tej miłości był krzyż. W wieku 15 lat zachorowałam. Zdiagnozowano u mnie guza mózgu. Przeszłam ciężką operację i jeszcze trudniejsze dochodzenie do zdrowia. Personel medyczny dawał mi jeden procent życia. Był to czas mego buntu, odchodzenia i powrotów jak syna marnotrawnego z ewangelicznej przypowieści. Pamiętam przy moim łóżku mamę, która wytrwale przesuwała paciorki różańca. Sama też się modliłam, ale więcej cierpieniem niż ustami.

     Po maturze podjęłam życie zakonne. Szczęśliwie przeszłam postulat, nowicjat. I nastąpił czas Bożego dotknięcia. Ból głowy i inne objawy fizyczne spowodowały, że brakowało mi sił do normalnego funkcjonowania. Musiałam przerwać formację co było dla mnie wielkim cierpieniem. Nastąpił rok życia bez Jezusa. W sercu pojawiło się pytanie: "Dlaczego? - Przecież tak pragnęłam Ci służyć Panie." Objawy fizyczne się nasiliły, poddałam się licznym, intensywnym badaniom, ale to cierpienie duchowe odczuwałam mocniej. Po upływie ponad roku na nowo podjęłam drogę życia zakonnego. W nowicjacie już przeczuwałam, że nie złożę pierwszych ślubów. Tego wewnętrznego przeświadczenia bardzo się bałam. Pamiętam, jak myślałam: "Czego ode mnie Jezu chcesz?" odpowiedź nadeszła bardzo szybko. Objawy neurologiczne pokazały wznowienie guza. Z wodogłowiem i paraliżem trafiłam na stół operacyjny. Ponad ośmiogodzinna operacja zakończyła się sukcesem personelu medycznego. Stale zadawałam pytania: "Jezu, po co to wszystko? Jak mam Tobie służyć, skoro odbierasz mi dobre zdrowie, które przecież jest wymagane u kandydatek do zakonu." Wewnętrznie się szamotałam sama ze sobą. Pozbawiona pokoju wewnętrznego, dalej odczuwałam pragnienie zakonnego życia. Czułam tęsknotę. Drogę tę podjęłam w końcu po raz trzeci. Przełożeni dali mi nową szansę. Przeżyłam piękny czas formacji wstępnej. Były też momenty trudne, ale to jak w tajemnicach różańcowych: i radosnych, i bolesnych. Kochani czytelnicy! Obecnie jestem po chorobie. Niestety, wystąpiły powikłania pooperacyjne. Cierpiałam na zaburzenia odżywiania. O tym zagrożeniu piszę w czasie przeszłym bo jestem na drodze ku zdrowienia. Tylko ktoś kto sam doświadczył tej choroby, wie, co przeżywam. Na pewno nie zdziwicie się, jeśli Wam napiszę, że już nie jestem w Zgromadzeniu. W końcu z powodu choroby musiałam odejść.

     Ten okres ostatniego niedomagania był czasem wielkiego buntu wobec całego świata. Wiele pretensji kierowałam do Pana Jezusa. Znajdowałam się w dołku psychicznym. Przestałam się modlić, ale gdzieś w głębi serca krzyczałam do Jezusa: "Ratuj, wskaż drogę wyjścia z tej ciemności! Co mam czynić? Jaka jest Twoja wola? Nie rozumiem Ciebie Panie!"

     W życiu nie ma przypadków. Weszłam na stronę internetową www.medjugorje.org.pl jeszcze pod nazwą Medziugorje, a aktualnie Informacyjnego Serwisu Objawień Maryjnych. Zaczęłam czytać, a potem wgłębiać się w przesłania Matki Bożej, jakie kierowała Ona do widzących. Po pewnym czasie zapragnęłam tak jak potrafię i rozumiem na co dzień żyć orędziami. Poruszyły mnie też świadectwa innych ludzi, których życie zmieniło się po spotkaniu z Matka Bożą. Strona Medziugorje "Mir" skłoniła mnie do refleksji nad miejscem Maryi w moim życiu, a także nad tym, czym teraz staje się dla mnie modlitwa różańcowa. Między innymi to dzięki stronie sięgnęłam po różaniec. Zapewniam, że nie jest modlitwą tylko dla starszych pań.

     Doświadczyłam wtedy mocy modlitwy różańcowej i sensowności wypowiadania ciągle tych samych słów "zdrowasiek". Poprosiłam o różaniec z Medziugorja, choć nie wiedziałam, czy będę się na nim modliła. Zdobyłam również płytę z filmem o. Slavko Brabarića pt.: "Wszystko przemienić w dobro". Film o. Slavko, tłumaczący przesłania Maryi, zaszokował mnie w sensie pozytywnym. Poszerzył także teologicznie moją wiedzę na temat modlitwy. Po obejrzeniu filmu doszłam do wniosku, że tak naprawdę dotąd nie miałam pojęcia o modlitwie. Nie wiedziałam, że mogę , modlić się w każdym czasie, cała sobą, nawet bez wypowiadania słów. Film uświadomił mi głębię mojego spotkania z Bogiem.

     Praktykowana modlitwa różańcowa odmieniła mnie. Cały czas modliłam się do Matki Bożej z Medziugorja sercem, a nie słowami. Zawsze też miałam przy sobie różaniec. Myślę, że w ten sposób rozpoczął się proces, który ciągle się toczy, trwa - bo chyba w wierze o to chodzi, abyśmy szli do przodu, rozwijali się. Zaczęłam odmawiać modlitwę różańcową sama, a także wraz z chorymi. Z różańcem mocno ściśniętym w dłoniach nawet sypiałam.

     Powoli wracał pokój. Sens tego co było rozświetlał się , jakby przeszłość układała się w całość. To tak jak z puzzlami, kiedy w ich układaniu nie może zabraknąć żadnego elementu.

     Teraz doświadczam wartości cierpienia. Nie cierpiętnictwa, ale bólu połączonego z Jezusem Ukrzyżowanym. Mówi On również do mnie: "Pragnę". Odpowiadam na Jego zaproszenie, jak potrafię. Przyjmuję, akceptuję każdy dzień taki, jaki jest mi dany. Ofiarowuję moje trudności w rozmaitych intencjach.

     Szukam woli Bożej na co dzień w życiu, jakie teraz prowadzę. Myślę też, że czasu życia zakonnego nie zmarnowałam. Był to czas osobistej formacji, poznawania siebie. Nie żałuję go. Nie uważam siebie także za ofiarę losu, której nic się nie udało. Jestem wartościowym człowiekiem, dzieckiem Bożym. Pragnę wziąć udział w pielgrzymce do Medziugorja. Podziękować za dar wiary. Wierzę, że to mi się uda.

 

Agnieszka