Moja wyprawa do Medziugorja

     Mam na imię Tomek i pragnę dać świadectwo z mojej wyprawy do Medziugorja, która miała miejsce w marcu 2013 roku. Nad wyjazdem myślałem dwa, może trzy dni. W końcu padła decyzja: jadę. Nie miałem za dużo pieniędzy, więc w grę wchodziła jedynie podróż autostopem. Spakowałem się w plecak i z samego rana dotarłem na trasę wylotową z Bydgoszczy. Czekałem godzinę, aż zabrała mnie młoda kobieta, z którą dojechałem do Poznania. To było najdłuższe czekanie z całej podróży. Średni czas łapania okazji do samego Medziugorja to mniej więcej 15 minut.

     Wyruszyłem do Medziugorja nie wiedząc za dużo o tym miejscu. Wiedziałem tylko, że Matka Boża się tam kiedyś objawiła. Słyszałem też od koleżanki, że pewien mężczyzna szukający drogi życia pojechał tam i usłyszał w sercu, że może wybrać życie w małżeństwie, ale w kapłaństwie będzie szczęśliwszy. Chyba chciałem usłyszeć ten głos również w moim sercu. Pierwszego dnia dojechałem do Kłodzka i tam przenocowałem w klasztorze Franciszkanów. Rano po Mszy wyruszyłem dalej. Brno, Bratysława i nocleg w Budapeszcie, w schronisku dla młodzieży. Trzeciego dnia, późnym wieczorem dotarłem do miasta w Bośni o nazwie Zenica lub podobnie brzmiącym. Szukałem hotelu, ale był strasznie drogi, więc zapukałem do domu, który stał tuż obok. Zostałem przyjęty.

     Rodzicom, z którymi mieszkam nie mówiłem dokąd jadę. Na pewno byliby przeciwni idei wyjazdu, a ludziom, którzy mnie zabierali po drodze mówiłem, że jadę do znajomej z Sarajewa. Robiłem tak, gdyż podróżując na stopa po Polsce, np. do Lichenia, ludzie stawali się agresywni, kiedy mówiłem im o celu podróży. Chciałem tego uniknąć w drodze do Medziugorja. Czwartego dnia dotarłem do celu. Było już ciemno i szukałem miejsca na nocleg. Znalazłem go, płacąc 10 euro za noc. Na drugi dzień udałem się na miejsce objawień. Pomodliłem się przy krzyżu i to wszystko. Zacząłem szukać transportu powrotnego. Pytałem się kierowców autokarów na włoskich numerach, czy znalazłoby się miejsce dla mnie, ale nie było. Nagle zobaczyłem samochód z polską rejestracją. Pomyślałem, "ale fajnie, pojadę bezpośrednio do Polski". Okazało się, że to byli przewodnicy po Medziugorju, i że mają swoje kilkudniowe seminarium tu na miejscu. Zaprosili mnie na różaniec na Wzgórzu Objawień. Zgodziłem się.

     Gdy wyciągnęliśmy różańce, pani Ania powiedziała nagle: "spójrzcie na tę chmurkę na niebie". Chmurka wyglądała jak Matka Boża w koronie z rozłożonymi rękoma. Pomyślałem, że to zaproszenie dla mnie, aby bardziej przeżyć czas w Medziugorju, do czego zresztą namawiali mnie spotkani Polacy. Spędziłem w Medziugorju 6 dni, pomimo że nie miałem pieniędzy. Doświadczyłem tu bezinteresownej pomocy od ludzi. Dowiedziałem się wiele o tym miejscu. Spotkałem się z dwiema widzącymi Matkę Bożą. Dostałem się na spotkanie z Vicką, jedną z widzących, w kameralnym gronie. Modliła się nad każdym z zebranych i mówiła o orędziach Matki Bożej. To, co będę pamiętał do końca życia, to uśmiech Vicki. Od ucha do ucha. Dało się w niej zobaczyć wolność i radość ducha. Byłem również przy objawieniu, które miała Mirjana. Matka Boża powiedziała jej, że będzie błogosławić wszystkim zgromadzonym, a szczególnie chorym i cierpiącym, czyli mi również. Ciągle jednak nie słyszałem upragnionego głosu. Kupiłem w Medziugorju sporo różańców, które już rozdałem. Wróciłem do Polski samochodem z Polakami. Pani Ania, z którą rozmawiałem o moich poważnych problemach, powiedziała mi o ojcu Józefie Witko, że ma on dar uzdrawiania. Odwiedziłem go w Krakowie i zostałem cudownie uzdrowiony z choroby psychicznej, na którą cierpiałem kilkanaście lat wskutek brania narkotyków i okultyzmu, w który się wplątałem.

     Wierzę, że to Matka Boża zaprosiła mnie do Medziugorja i wszystko co mnie tam spotkało, było wielką łaską, w tym również moje uzdrowienie. Tak jak Matka Boża zaleca, codziennie odmawiam trzy części różańca i sprawia mi to radość. Od chwili kiedy zacząłem chodzić do kościoła (2006 rok) odmawiałem różaniec, ale nigdy wcześniej nie czułem takiej bliskości Maryi. Rzuciłem palenie i wyjąłem kolczyki z uszu. Nie szukam już głosu, który mi powie co mam robić, wierzę, że w odpowiednim czasie poznam co dalej robić powinienem. Kiedy wychodzę z kościoła po Mszy, zawsze zatrzymuję się przy figurze Matki Bożej i dziękuję Jej za wszystko, a także proszę o różne rzeczy. Ci, którzy chorują psychicznie, wiedzą jakie to cierpienie, chcę tym osobom powiedzieć, że mimo tego, iż lekarze często nie wierzą w cuda, to jednak one się zdarzają. I wy uwierzcie, a dostąpicie uzdrowienia, tylko dajcie się poprowadzić Bogu.

 

Tomek