Donnie, jestem taka szczęśliwa!

Donnie 

Heroina, kokaina, opium, marihuana, upijanie się, nie wspominając o narkotykach halucynogennych takich jak grzyby i LSD – Wszystkiego tego spróbował do swojej osiemnastki, a w większości już przed czternastym rokiem życia.

Wraz z tym jak jego pustka egzystencjalna stawała się coraz większa, nałóg i uzależnienie od narkotyków rosło w przyspieszonym tempie. Mając wyjątkowo gniewny i buntowniczy charakter, spędza młodość ulegając to mniejszym, to większym pokusom, rozpustnie grzesząc, nieustannie żyjąc w wyuzdany sposób. Był sprawcą szeregu wykroczeń i zbrodni. Słuchał psychodelicznej muzyki, zatapiając się w nią. Jako gorliwy zwolennik zespołu Greatful Dead dał sobie zrobić na ręce tatuaż z nazwą tej grupy.

Już jako nastolatek rozwinął w sobie nienawiść do swoich rodziców, nie akceptując ich cierpień i wysiłków kiedy chcieli mu pomóc, nawet kiedy modlili się za niego lub raz po raz wysyłali do placówek odwykowych. Mimo szeregu nieudanych prób odwykowych jego stan ciągle się pogarszał. Ta dramatyczna i wzruszająca historia życia jest historią Donalda Callowaya, kapłana Zgromadzenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia.

Jak w ogóle mogło dojść do tego, że taki młody buntownik, zatwardziały nałogowiec, „zwierzę” (jak później sam siebie opisuje), stał się pobożnym katolickim księdzem, a nawet szanowanym autorem książek teologicznych i mariologicznych? Wszystko zaczęło się pewnej nocy w marcu 1992 roku, kiedy Donald, ku zdziwieniu swoich przyjaciół, zdecydował się zostać w domu. Czuł się wyjątkowo przygnębiony, a tęsknota i pustka całkowicie pochłonęły jego życie.

„Znalazłem się sam siedząc w swoim pokoju i nie miałem niczego co mógłby robić, ani nikogo, do kogo mógłbym się zwrócić. Moje życie było wielką porażką, miałem nadzieję, że mógłby je jakoś zakończyć…” Szukając sposobu na zabicie czasu, zaczął przeglądać książki na półce swoich rodziców. Sięgnął po książkę, której tytuł był dla niego jako nastolatka kompletnie obcy i który go zaintrygował. Książka miała tytuł Królowa Pokoju przychodzi do Medziugorja (Joseph Pelletier, The Oueen of Peace Visits Medjugorje). Wspomniany ksiądz był w Medziugorju na samym początku objawień, po czym napisał swoje świadectwo w formie książki). Donald spędził noc czytając tę książkę aż do wczesnych godzin porannych. W tym czasie nerwowość i niepokój, które do tej pory żywo odczuwał w duszy, przerodziły się w głęboką radość i spokój, które całkowicie ogarnęły jego umysł. Orędzia medziugorskie dotknęły go na całkiem nowym, wyższym poziomie. Pierwszy raz zetknął się z czymś, co dawało mu nadzieję i wyjście z życia w grzechu, rozpaczy i z brutalnej przeszłości.

„Choć byłem w stanie rozpaczy, czytając tę książkę poczułem jak moje serce się topi. Chwytałem się każdego słowa i czułem jak każde słowo przynosi mi nowe życie. I kiedy zaświtał nowy dzień, zamknąłem książkę i powiedziałem: „Przesłanie tej książki naprawdę zmienia życie. Nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś tak wspaniałego i nieprawdopodobnego, a tak potrzebnego mojemu życiu.” Ktoś powie, że była to moja pierwsza modlitwa.

Kimkolwiek była ta Dziewica Maryja, wierzyłem w to, że przekazywała orędzia, wierzyłem, że Ona jest moją Matką i że przyszła z raju z mojego powodu. Mówiła słowa, które były tak jasne i tak mnie ujmowały, że byłem głęboko wzruszony i przeżywałem wszystkie emocje w o wiele głębszy sposób. Były to doświadczenia, których nie doznałem od swojego dzieciństwa, kiedy byłem chłopcem mocno kochającym swoją mamę i chcącym ją uszczęśliwić. A teraz Dziewica Maryja była tutaj i mówiła do mnie że jest moją Matką, że Ona jest Matką wszystkich zbłąkanych i wzywała nas do powrotu do Boga, do Jezusa.” W kobiecie tej, Dziewicy Maryi, odnalazł piękno, które nie było ani toksyczne ani grzeszne, jak wiele jego wcześniejszych spotkań z kobietami. Przeciwnie, była to czysta, orzeźwiająca, bezgrzeszna delikatność, tchnąca nadzieją.

„Ta książka ukazała mi szereg spraw, których nigdy wcześniej nie doświadczyłem, ale przyciągnęła mnie jej radykalność… Niedługo potem zrozumiałem, że książka ta zaoferowała mi zmianę życia i oddanie się czemuś o wiele większemu ode mnie samego – wierze w Boga i zmiany. Było to odkrycie, które wymagało rewolucji w moim myśleniu. Kiedy czytałem, powiedziałem w swoim sercu: „Chcę wierzyć. Naprawdę chcę. Właśnie przebiłaś bańkę mydlaną z moim światem i zaoferowałaś o wiele więcej niż wiedziałem, że w ogóle istnieje. Potrzebuję tego.”

Zaraz po opowiedzeniu o tym doświadczeniu swojej zdenerwowanej matce, po raz pierwszy, choć nie był katolikiem, pognał na Mszę świętą. Po Mszy opowiedział wszystko księdzu i wyznał całą swoją przeszłość.

Gdy wrócił do domu, wyrzucił ze swojego życia wszystkie nieczyste treści, od czasopism pornograficznych do akcesoriów do zażywania narkotyków. Wyrzucił do śmieci sześć ogromnych worków. Po wysprzątaniu wszystkiego uklęknął obok szafy i poczuł pragnienie żarliwej modlitwy. Poczucie ubolewania i żałowania z powodu przeszłości wciąż jeszcze były w nim żywe, a potrzeba odpuszczenia całkowicie go przenikała.

„Naprawdę zacząłem tak mocno płakać, że ledwo mogłem oddychać. Wylałem morze łez i wkrótce całe moje ubranie było mokre.” Po paru godzinach takiego płaczu, popłynęły łzy radości. Donald zaczął odczuwać nieprawdopodobny spokój w swoim sercu, spokojność, której nie można objąć rozumem.

Ten oczyszczający spokój doprowadził go do całkowicie niemożliwego do wyjaśnienia, niemal nadprzyrodzonego doświadczenia. „Bardzo trudno to opisać…jakby coś wyrzuciło mnie z mojego ciała. Dosłownie czułem, że opuściłem swoje ciało. Moje fizyczne kontury zostały na kanapie, a moja dusza i umysł były na zewnątrz.” To doświadczenie całkowicie go sparaliżowało…jego ciało było coraz dalej. Czuł się jakby jakaś istota dotykały jego duszy i bezwiednie do niej zawołał: Maryjo! Wtedy jego ciało wróciło, a poczucie spokoju przeniknęło go całkowicie i rozlało wszędzie wokół niego. Było jak miłość rozlewająca się po nim. Była to czysta matczyna miłość. Usłyszał najbardziej kobiecy, najdelikatniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszał. Przenikał go i przemawiał w nim: Donni, jestem taka szczęśliwa!

„To było wszystko co usłyszałem, ale wiedziałem kto to był. Nikt nigdy oprócz mojej matki nie zwracał się do mnie Donnie. Nikt. Wiedziałem, że jest to głos Maryi, Błogosławionej Dziewicy Maryi. Byłem taki spokojny i czułem się jak małe dziecko spoczywające w ramionach swojej matki. Tak spokojny i uspokojony zapadłem w głęboki sen. Od lat nie spałem tak głęboko.”

Po tym głębokim, duchowym doświadczeniu oficjalnie nawrócił się na katolicyzm. Dodatkowym owocem było pragnienie by zostać księdzem, jednak nie było gdzie. Donald chciał zostać księdzem Marianinem. By zostać kapłanem, musiał rozpocząć studia. W czasie nauki i kształcenia spotkał niektórych z najznamienitszych i najbardziej uczonych katolickich teologów i intelektualistów. Na Uniwersytecie franciszkańskim w Steubenville, Ohio, gdzie uzyskał dyplom z teologii i filozofii, poznał teologów Scotta Hahna i Marka Miravalle’a, którzy w czasie jego studiów odegrali kluczową rolę i jeszcze bardziej pogłębili w nim miłość do Boga i Matki Bożej.